niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 4

Siedzieliśmy w studio do trzeciej nad ranem i piliśmy. Ał, moja głowa. Muszę wracać na piechotę to domu po samochód wrócę jutro, znaczy dzisiaj jeśli dam radę. Gdy tylko wszedłem do mojego przytulnego domku ruszyłem w stronę wygodnego wyrka. Ściągnąłem buty i resztę ubrań, no oprócz gaci oczywiście. Tak spałem bez koszulki, wiem Shinoda bez niej to nie Shinoda ale jestem u siebie. Uwaliłem się na wyro i poszedłem spać.


* Chester. Rano * 

Kurwa ... łeb mnie boli a tak w ogóle to gdzie ja jestem ? Podniosłem się z niewygodnego miejsca, rozejrzałem się do o koła i zorientowałem się, że spałem w warsztacie na ringu. Najlepsze jest to, że nic nie pamiętam. Zszedłem z niego i pokierowałem się do pokoju po świeże ubrania a następnie ruszyłem do łazienki. Wziąłem chłodny prysznic, który ożywił moje ciało dodając mi energii. Założyłem bieliznę i stanąłem przed lustrem, przeraziłem się, bo ujrzałem zarośniętego i skacowanego mężczyznę, który okazał się mną. Ogoliłem się i zaciągnąłem na ciebie o rozmiar za dużą bluzkę - za bardzo schudłem, znowu palę, założyłem jeszcze luźny dres i poszedłem szukać dzieciaków.

- Eli ? Shann ? - wołałem ich ale zero odpowiedzi. 
- Jesteście ? - i znów cisza. 

Poszedłem sprawdzić czy nie ma ich w pokojach ale jednak ich nie było. Zbiegłem do kuchni i ujrzałem kartkę na lodówce ,, Jesteśmy w szkole, Shann zostaje dwie godziny dłużej. Ma karate ". Odetchnąłem z ulgą. Zrobiłem sobie kawę i usiadłem przy stole pukając palcami w kubek z napisem ,, Chester The Molester " . Rozmyślałem o tym co mogło się dziać w nocy ale pamiętałem tylko to, że sprałem tego blondyna. Dałem łyk kawy po czym poszedłem z kubkiem do warsztatu, położyłem go na parapecie i zacząłem demontować roboty. Byłem tak pochłonięty pracą, że nie zauważyłem kiedy wybiła piętnasta. Cholera muszę jechać po Eli - pomyślałem na głos, ale zaraz jak ja pojadę, przecież samochód się zepsuł ale mam jeszcze moją ,,ukochaną" - to motocykl, który nigdy  mnie nie zawodzi. Wyszperałem dwa kaski, wsiadłem na Yamahę i pognałem pod szkołę. 


- Dłużej się nie dało ? - uśmiechnęła się do mnie Eli.
- No wiesz mogłem nie przyjeżdżać - wyszczerzyłem się a ona to poznała po dołeczkach które było tylko widać. 
-Zakładaj kask i ruszamy - oznajmiłem. Jak powiedziałem tak zrobiła i mogliśmy ruszyć do domu, oczywiście były korki ale wiecie jak to mówią ,, Motocykle są wszędzie i się wszędzie zmieszczą " więc zacząłem się przepychać między pojazdami i zawsze stałem jako pierwszy, dotarliśmy do domu po dziesięciu minutach. 


- Co chcesz na obiad ? - zapytałem i ćpnąłem kask w kąt.
- Nic - odpowiedziała.
- Jak to nic ? Musisz coś jeść.
- Ale jadłam przed chwilą lunch. 
- No dobra, to ja zamówię sobie coś z knajpy. - powiedziałem i wyciągnąłem telefon.
- To zamów mi sałatkę Grecką - uśmiechnęła się a ja zamówiłem tą sałatkę i chińszczyznę, bo na nic innego nie miałem ochoty. 


Po zakończeniu rozmowy z dostawcą zadzwonił do mnie Shann i oświadczył, że dziś wraca na piechotę z kolegami. Po rozłączeniu się dopiłem niemalże zimną kawę i dalej ,, bawiłem się " w majsterkowicza. Gdy Eli odrabiała zadania domowe ja zdążyłem złożyć prawdziwego zabójcę, tylko jedynym minusem jest to, że nie ma do niego pilota i jest sterowany ruchami. Po wyczyszczeniu go położyłem się na chwilę na ringu, popatrzyłem w sufit i zauważyłem wysoko zawieszony worek treningowy. Postanowiłem go obniżyć i sprawdzić czy nie jest uszkodzony. Zdjąłem koszulkę, zaciągnąłem rękawice i zacząłem w niego uderzać. Szło mi dobrze do póki nie zadzwonił telefon. 

- Pan Bennington ? - zapytał nie znany mi głos.
- Tak. Przy telefonie. - mężczyzna po drugiej stronie słuchawki miał bardzo poważny głos. 
- No więc, widzi Pan ... - nie mógł się wysłowić.
- Proszę nie owijać w bawełnę tylko powiedzieć to co pan ma do powiedzenia - lekko się zdenerwowałem. 
- No więc ... Pana synnieżyje - człowiek powiedział to szybko łącząc trzy wyrazy w jeden. 
- Co ?! Czy to nie nastąpiła jakaś pomyłka ? - byłem w szoku 
- Nie, raczej nie. Jeśli pan chce się upewnić proszę przyjechać do szpitala przy ulicy Marisz.
- Dobrze zaraz będę - odłożyłem słuchawkę i z prędkością światła wbiegłem do pokoju zakładając jakąś czystą bluzkę, jeansy i do tego trampki. Zbiegłem na dół, wziąłem kask i  ruszyłem w stronę szpitala nie zważając na wykroczenia drogowe. 


Wszedłem do szpitala i udałem się od razu do głównego lekarza, ten przyjął mnie szybko i pokazał zdjęcia. To faktycznie był on ... 

- Jak to się stało ? - zapytałem.
- Jakiś wariat go śmiertelnie potrącił. 
- Kiedy ? Gdzie ? - dopytywałem. 
- Jakąś godzinę temu niedaleko szkoły. - powiedział spokojnie lekarz.
- Przepraszam ale muszę wracać do pracy, bardzo mi przykro z powodu straty syna. 


Byłem zły na samego siebie. Pozwoliłem, żeby wracał dzisiaj na piechotę do domu i to był mój największy błąd. Wsiadłem na motocykl i gnałem jak opętany 300km/h. Oczywiście nie było by wesoło jak by mnie szkieły nie złapały. 

- Witam. Mandacik - uśmiechnął się głupio policjant.
- Puta.
- Słucham ? - zapytał bo nie zrozumiał.
- No tengo tiempo - rzekłem, może mnie puszczą jak zobaczą, że nie jestem stąd. 
- Dobra jedź i tak Cię nie rozumiemy - Ha ! zgadłem i tak się omija mandaty.
- Sajo nara frajerzy ! - krzyknąłem z oddali i pojechałem do domu.


Wszedłem i nie miałem ochoty o niczym gadać... Założyłem dres i znowu zacząłem walić w worek. Chester, chłopie miałeś z tym skończyć, ale jakoś nie mogę. Muszę, nie musisz, muszę, nie musisz. Biłem się z myślami. Oczywiście ja głupi nie wyłączyłem tego robota i powtarzał wszystkie moje ruchy. Zorientowałem się dopiero kiedy upadłem na łopatki i usłyszałem trzask. 

Poszedłem do siebie i się tam zamknąłem miałem dość, dość wszystkiego. Tego co się wydarzyło nigdy sobie nie wybaczę. 

- Tato gdzie Shann, powinien być tutaj 3 godziny temu ? - weszła Eli i zapytała, cholera ... 
- Chciał wracać na piechotę i ... - zatrzymałem się na chwilę.
- I co ? Co się stało ? - nalegała, żebym dokończył. 
- On nie żyje - zamarłem w bezruchu, Eli przez chwilę nie wierzyła ale później do niej dotarło widząc mnie w tym stanie. 

Wybiegła z pokoju i zamknęła się na u siebie, słyszałem, że płacze kiedy przechodziłem obok jej pokoju. 

* Była godzina 23.30 * 

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić więc wybrałem się na długi spacer przez park. Miałem zaciągnięty kaptur i praktycznie niczego nie widziałem, szedłem na oślep. Nagle na kogoś wpadłem, przeprosiłem i ruszyłem dalej. Po chwili znowu i znowu i tak na jeszcze kilka osób - prawie wszystkie odpowiedzi brzmiały tak samo ,, Jak łazisz baranie ?! " Usiadłem na pobliskiej ławce i rozmyślałem. Po krótkiej chwili ktoś się do mnie dosiadł, spojrzałem kątem oka - to dziewczyna wiedziałem, ponieważ poczułem delikatny perfum.  Siedzieliśmy w ciszy, aż ona się odezwała. 

- Cześć - powiedziała dość cicho. 
- Hej, co robisz tutaj o tak późnej porze ? - zapytałem.
- Czekam - odpowiedziała krótko.
- Na co ? 
- Na koncert Linkin Park grają  jutro o 12 w południe. 
- To dlaczego ja nic nie wiem ? - zdziwiłem się bo Mike nic mi nie powiedział ! Zabiję gnoja... 
- Może dlatego, że nie jesteś ich fanem.
- Kogo najbardziej lubisz z zespołu ? 
- Wokalistę ale nie tego całego Rice'a tylko starego Chestera który ma dość dobry głos. - Co ja tylko ,, Dość dobry " właśnie mam załamanie nerwowe ...
- Jak go nie lubisz to po co przyszłaś ?
- Zawsze trzeba mieć nadzieje, że tamten wróci... mam bilet na M&G więc może go zobaczę- odpowiedziała i zniknęła.


Zaraz co ?! Jutro koncert ?! ... Biegnę do domu ile sił w nogach i pędzę po telefon, wybieram od razu jego numer i nie obchodzi mnie to, że zbliża się 1.30 w nocy. 

- Halo ? Mike ? 
- Co chcesz ? - mówi zaspany przyjaciel
- Czemu debilu mi nie powiedziałeś, że mamy koncert o 12 ?! 
- O kutewka ! sam zapomniałem, dzięki za przypomnienie nara .

No i się rozłączył... nie ma co dalej wydzwaniać wysłałem wszystkim sms, żeby nie zapomnieli i uczyłem się tekstów, znaczy powtarzałem sobie je. Zbliżała się czwarta nad ranem więc udałem się w objęcia Morfeusza. 



O luju jakie to ... hmmm ... Głupie ? 0.o Bez sensu ? 0.o Tak to właśnie takie jest ;______;
Zostawcie komentarz i pokażcie, że jesteście :3 


Aaaaa właśnie chcecie jeszcze rozdział przed moim wyjazdem ? 0.o ... Wybieram się do Polski i razem z Chazzy jedziemy nad morze 29 czerwca więc chcecie jeszcze przed tym moim wyjazdem i u Chazzy wtedy też by się pojawił :) Napiszcie :3 

7 komentarzy:

  1. Weszłam z ciekawości, zapowiadało się dobrze.

    Motyw mi się podoba, ale sposób przekazu i ujmowanie tego w zdania - nie jest Twoja mocną stroną. Popracowałabym nad językiem, formami, jednolitością (dlaczego używasz paru czasów?). Suche dialogi są monotonne, jakby czytało się czyjąś rozmowę na GG lub komentarze na Facebooku. A biały font na czarnym tle - baaaaaaaardzo męczy oczy.

    Pozdrawiam i życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. To tak.. Nie chcący usunął mi się Twój Blog ;__; Ale dobra... To nie jest głupie. Piszesz coś co się ze sobą wiążę. Ale moim zdaniem trochę za dużo akcji, jak na jeden rozdział. Dobra, nie. Może nie za dużo, ale opisane w taki troszkę... dziwny sposób? Eh. Ogar dziewczyno! Opowiadanie fajne, serio :D Szkoda, że Shann nie żyje :C Pozdrowienia i weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mówiłam głąbie jeden, że nie wszystko naraz to nie ! ... A teraz żałuj. Mogłeś to rozdzielić na kilka ale po co, po co ja się będę męczył -.- ... I tak Chazzy nikt nie słucha ... * wywracam oczami * Jesteś uparty jak osioł i tyle teraz masz napisać to jak ja Ci powiem znaczy nie za długi ani za krótki i nie wpierdzielać pierdyliard akcji w jeden rozdział.. uparty debil :p :3 Nara ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam tu przez przypadek.
    Podoba mi się fabuła itp, itd. , ale jak koleżanka dwa kom wyżej uważam, że musisz jeszcze poćwiczyć.
    Kurcze trochę sucho opisałeś śmierć syna Chestera. Bennington dość szybko o tym zapomniał, aż tak bardzo tego nie przeżywał.
    No nic. Czekam na następny i życzę powodzenia.
    Zapraszam: http://opowiadanialinkinpark2.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż, ja dzisiaj też niestety skrytykuję.
    Osoby powyżej słusznie zauważyły, że akcja dzieje się za szybko, jest za dużo sytuacji, które niekoniecznie do siebie w danej chwili pasują.
    Śmierć syna, to raczej a nawet na pewno jest jakimś tragicznym przeżyciem i może trzeba było tę sytuację bardziej rozwinąć? Może zrobić jakąś przerwę? - To tylko takie moje sugestie na przyszłość.
    Lubię jak opowiadanie trzyma mnie w napięciu (chociaż sama nie umiem tak pisać) kiedy czuje się te dreszcz niepewności i czeka na moment kulminacyjny.
    Pozdrawiam, Lilith.

    PS. Koniecznie napisz jakiś rozdział przed wyjazdem, będę czekać:).

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na Impossible. Nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. I znowu spam -.- Jak ja nie lubię spamować. Nowy na UIG i nie wiem czy czytasz Numb, ale też jest ;)

    OdpowiedzUsuń