czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 5

Godzina siódma... zawsze o tej godzinie wbiegał roześmiany Shann do pokoju mnie budząc. Teraz nie mam ochoty się ruszać z łóżka. Sobota taki wolny dzień, ale nie dla mnie ... Niestety koncert a może stety ? Może coś z tego wyniknie.

Pół godziny później stwierdziłem, że muszę wstać i się w miarę ogarnąć. Otworzyłem szafę i co ? Znalazłem tylko koszulę w kratę, czarne spodnie i biały T - Shirt. Praktycznie pustka w szafie. Trzeba będzie zrobić pranie - pomyślałem.
Wszedłem do łazienki wziąć prysznic i ubrać się w ubrania. Zajęło mi to kilka minut. Po czym poszedłem do przestronnej kuchni w której siedziała już Eli i patrzyła się w kubek. 

- Cześć - uśmiechnąłem się lekko.
- Co ? A tak, cześć - odpowiedziała po krótkiej chwili.
- Co chcesz na śniadanie ? 
- Nic... - powiedziała cicho.
- Eli, no weź musisz coś zjeść. 
- No to jakąś sałatkę, jeśli jest.


Przygotowałem posiłek, który szybko zniknął z naszych talerzy. Była godzina dziesiąta. Zaraz, która ?! Pobiegłem po telefon do sypialni i zauważyłem, że mam kilka nieodebranych połączeń od Mike'a.
Oddzwaniam i czekam aż on odbierze.

- Co chciałeś ? - zapytałem.
- Za dwadzieścia minut u mnie i będziemy się zbierać.
- Okey - odpowiedziałem i odłożyłem słuchawkę.


Po tym czasie ruszyłem do Mike'a. W sumie aż tak daleko do niego nie mam, tylko jakieś  cztery kilometry.  Po zgubieniu za sobą łąk stanąłem przed drzwiami Shinody. Nie zdążyłem nawet nacisnąć na dzwonek a ten mi drzwi już otworzył.


- O jesteś - powiedział uśmiechnięty Brad.
- Tak... jestem. 
- A więc za pół godziny ruszamy do parku. Trzeba zrobić jeszcze próbę. 
- Po co ona ? Ja teksty umiem a za pewne wy też wszystko znacie... - mruknąłem.
- No tak ale lepiej mieć hmmm... w twoi przypadku rozgrzane gardło a my rozgrzane sprzęty.
- Niech Ci będzie. 


Wszystko minęło szybko. Próba zleciała jak z bicza strzelił, sam nie wierzyłem jak to możliwe. Może to przez to, że się dobrze bawiłem i tyle. 

Spotkanie z widzami... Eh... ta dziewczyna mówiła, że będzie. Zobaczymy, powinienem rozpoznać ją po głosie. Miała taki delikatny głos...

Przechodziło mnóstwo osób ale jej nie zauważyłem. Pod sam koniec weszła jakaś dziewczyna i poprosiła od chłopaków o autografy. Ja miałem zaciągnięty kaptur i założone okulary przeciwsłoneczne, mogła mnie nie poznać.

- Mogę od Ciebie Rice autograf ? - zapytała a ja się uśmiechnąłem.
- A może być autograf od Chestera a nie od jakiegoś błąd lalusia ? - wyszczerzyłem się i ściągnąłem kaptur oraz okulary. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Podpisałem jej bluzkę i jakiś plakat na którym umieściłem jeszcze swój numer i notatkę ,, Wczoraj znaczy dzisiaj w parku i mnie nie poznałaś ? :D " 

Koniec spotkania wychodzimy na scenę. Widzę tą dziewczynę, stoi w pierwszym rzędzie i obserwuje co się dzieje na scenie. Daliśmy czadu jak to stwierdził Mike. Po prawie zakończonym koncercie poprosiliśmy na scenę trzy losowe osoby z kilku rzędów.
Byli to dwaj chłopacy... bracia jeden z nich miał na imię Leon a drugi Shann ... przypomniał mi się syn, nie chciałem teraz sobie tego przypominać. Była jeszcze dziewczyna która przedstawiła się jako Jessika i to była ta, z którą rozmawiałem w parku. Z trójką fanów zaśpiewaliśmy jeszcze dwie piosenki i zakończyliśmy.

Wróciłem do domu zmęczony ale gotowy do wszystkiego. Wszedłem do warsztatu i zacząłem ćwiczyć ale nie jakoś intensywnie tylko tak na luzie. Była godzina osiemnasta gdy skończyłem. Padłem na parkiet i leżałem, rozmyślając o wszystkim.




Nie -.-'' będzie kolejny badziew który nie wyszedł ... super ... ale co tam komentujcie ;] spodziewam się znowu kilku negatywnych komentarzy. Trzymajcie się.

piątek, 19 września 2014

O jaaa ;_______;



Siema wiem dawno mnie nie było :( ... Blog oblazły już pajęczyny i pająki dobra żartuję :p ... A tak serio to jutro na reszcie mam chwile czasu dla siebie i będę mógł coś napisać ... No dobra może coś dziś spróbuję ale nie obiecuję :) ... Hasło znalezione tamten laptop w śmietniku więc wszystko gra :) ... Dobra to do zobaczenia kochani ... jeśli ktoś w ogóle jeszcze tutaj wchodzi :)



czwartek, 3 lipca 2014

Informacje

Siemanko ;) ... Z tego względu, że Chazzy się lekko rozchorowała na wakacjach to nie ma u niej postów ;-; ... 

A teraz takie konkretny: 

- Wiem, że nie spodobał się wam ostatni rozdział ... i nwm czy napisać to na nowo czy zostawić i trochę bardziej rozwinąć kolejny rozdział. 
 
- Nie wiem czy napiszę kolejny lub poprawkę szybko, bo internety w Sianożętach są do D.U.P.Y :( 

- Jeszcze pytanie do was ... kogo więcej mam opisywać ? 0.o ( Chestera, Eli czy kogo tam ? 0.0 )

- Piszę ten post siedząc na balkonie, gdyż tam jest cały zasięg ;-; 

- Życzę wam zajebistej pogody na wakacje a nie tak jak u mnie aktualnie... Ogólna pogoda  24/7 : ZIMNO, CIEMNO I DO DOMU DALEKO :/ ... ale nie ma co narzekać :) 


Trzymajcie się tam ;) liczę, że mi pomożecie w tym co mam pisać :). Myślę, że pojawi się kilka komentarzy :3. Dobra bo zaczynam powieść pisać xD Trzymajcie się i BAY ^_^



~ Ja & Chazzy 

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 4

Siedzieliśmy w studio do trzeciej nad ranem i piliśmy. Ał, moja głowa. Muszę wracać na piechotę to domu po samochód wrócę jutro, znaczy dzisiaj jeśli dam radę. Gdy tylko wszedłem do mojego przytulnego domku ruszyłem w stronę wygodnego wyrka. Ściągnąłem buty i resztę ubrań, no oprócz gaci oczywiście. Tak spałem bez koszulki, wiem Shinoda bez niej to nie Shinoda ale jestem u siebie. Uwaliłem się na wyro i poszedłem spać.


* Chester. Rano * 

Kurwa ... łeb mnie boli a tak w ogóle to gdzie ja jestem ? Podniosłem się z niewygodnego miejsca, rozejrzałem się do o koła i zorientowałem się, że spałem w warsztacie na ringu. Najlepsze jest to, że nic nie pamiętam. Zszedłem z niego i pokierowałem się do pokoju po świeże ubrania a następnie ruszyłem do łazienki. Wziąłem chłodny prysznic, który ożywił moje ciało dodając mi energii. Założyłem bieliznę i stanąłem przed lustrem, przeraziłem się, bo ujrzałem zarośniętego i skacowanego mężczyznę, który okazał się mną. Ogoliłem się i zaciągnąłem na ciebie o rozmiar za dużą bluzkę - za bardzo schudłem, znowu palę, założyłem jeszcze luźny dres i poszedłem szukać dzieciaków.

- Eli ? Shann ? - wołałem ich ale zero odpowiedzi. 
- Jesteście ? - i znów cisza. 

Poszedłem sprawdzić czy nie ma ich w pokojach ale jednak ich nie było. Zbiegłem do kuchni i ujrzałem kartkę na lodówce ,, Jesteśmy w szkole, Shann zostaje dwie godziny dłużej. Ma karate ". Odetchnąłem z ulgą. Zrobiłem sobie kawę i usiadłem przy stole pukając palcami w kubek z napisem ,, Chester The Molester " . Rozmyślałem o tym co mogło się dziać w nocy ale pamiętałem tylko to, że sprałem tego blondyna. Dałem łyk kawy po czym poszedłem z kubkiem do warsztatu, położyłem go na parapecie i zacząłem demontować roboty. Byłem tak pochłonięty pracą, że nie zauważyłem kiedy wybiła piętnasta. Cholera muszę jechać po Eli - pomyślałem na głos, ale zaraz jak ja pojadę, przecież samochód się zepsuł ale mam jeszcze moją ,,ukochaną" - to motocykl, który nigdy  mnie nie zawodzi. Wyszperałem dwa kaski, wsiadłem na Yamahę i pognałem pod szkołę. 


- Dłużej się nie dało ? - uśmiechnęła się do mnie Eli.
- No wiesz mogłem nie przyjeżdżać - wyszczerzyłem się a ona to poznała po dołeczkach które było tylko widać. 
-Zakładaj kask i ruszamy - oznajmiłem. Jak powiedziałem tak zrobiła i mogliśmy ruszyć do domu, oczywiście były korki ale wiecie jak to mówią ,, Motocykle są wszędzie i się wszędzie zmieszczą " więc zacząłem się przepychać między pojazdami i zawsze stałem jako pierwszy, dotarliśmy do domu po dziesięciu minutach. 


- Co chcesz na obiad ? - zapytałem i ćpnąłem kask w kąt.
- Nic - odpowiedziała.
- Jak to nic ? Musisz coś jeść.
- Ale jadłam przed chwilą lunch. 
- No dobra, to ja zamówię sobie coś z knajpy. - powiedziałem i wyciągnąłem telefon.
- To zamów mi sałatkę Grecką - uśmiechnęła się a ja zamówiłem tą sałatkę i chińszczyznę, bo na nic innego nie miałem ochoty. 


Po zakończeniu rozmowy z dostawcą zadzwonił do mnie Shann i oświadczył, że dziś wraca na piechotę z kolegami. Po rozłączeniu się dopiłem niemalże zimną kawę i dalej ,, bawiłem się " w majsterkowicza. Gdy Eli odrabiała zadania domowe ja zdążyłem złożyć prawdziwego zabójcę, tylko jedynym minusem jest to, że nie ma do niego pilota i jest sterowany ruchami. Po wyczyszczeniu go położyłem się na chwilę na ringu, popatrzyłem w sufit i zauważyłem wysoko zawieszony worek treningowy. Postanowiłem go obniżyć i sprawdzić czy nie jest uszkodzony. Zdjąłem koszulkę, zaciągnąłem rękawice i zacząłem w niego uderzać. Szło mi dobrze do póki nie zadzwonił telefon. 

- Pan Bennington ? - zapytał nie znany mi głos.
- Tak. Przy telefonie. - mężczyzna po drugiej stronie słuchawki miał bardzo poważny głos. 
- No więc, widzi Pan ... - nie mógł się wysłowić.
- Proszę nie owijać w bawełnę tylko powiedzieć to co pan ma do powiedzenia - lekko się zdenerwowałem. 
- No więc ... Pana synnieżyje - człowiek powiedział to szybko łącząc trzy wyrazy w jeden. 
- Co ?! Czy to nie nastąpiła jakaś pomyłka ? - byłem w szoku 
- Nie, raczej nie. Jeśli pan chce się upewnić proszę przyjechać do szpitala przy ulicy Marisz.
- Dobrze zaraz będę - odłożyłem słuchawkę i z prędkością światła wbiegłem do pokoju zakładając jakąś czystą bluzkę, jeansy i do tego trampki. Zbiegłem na dół, wziąłem kask i  ruszyłem w stronę szpitala nie zważając na wykroczenia drogowe. 


Wszedłem do szpitala i udałem się od razu do głównego lekarza, ten przyjął mnie szybko i pokazał zdjęcia. To faktycznie był on ... 

- Jak to się stało ? - zapytałem.
- Jakiś wariat go śmiertelnie potrącił. 
- Kiedy ? Gdzie ? - dopytywałem. 
- Jakąś godzinę temu niedaleko szkoły. - powiedział spokojnie lekarz.
- Przepraszam ale muszę wracać do pracy, bardzo mi przykro z powodu straty syna. 


Byłem zły na samego siebie. Pozwoliłem, żeby wracał dzisiaj na piechotę do domu i to był mój największy błąd. Wsiadłem na motocykl i gnałem jak opętany 300km/h. Oczywiście nie było by wesoło jak by mnie szkieły nie złapały. 

- Witam. Mandacik - uśmiechnął się głupio policjant.
- Puta.
- Słucham ? - zapytał bo nie zrozumiał.
- No tengo tiempo - rzekłem, może mnie puszczą jak zobaczą, że nie jestem stąd. 
- Dobra jedź i tak Cię nie rozumiemy - Ha ! zgadłem i tak się omija mandaty.
- Sajo nara frajerzy ! - krzyknąłem z oddali i pojechałem do domu.


Wszedłem i nie miałem ochoty o niczym gadać... Założyłem dres i znowu zacząłem walić w worek. Chester, chłopie miałeś z tym skończyć, ale jakoś nie mogę. Muszę, nie musisz, muszę, nie musisz. Biłem się z myślami. Oczywiście ja głupi nie wyłączyłem tego robota i powtarzał wszystkie moje ruchy. Zorientowałem się dopiero kiedy upadłem na łopatki i usłyszałem trzask. 

Poszedłem do siebie i się tam zamknąłem miałem dość, dość wszystkiego. Tego co się wydarzyło nigdy sobie nie wybaczę. 

- Tato gdzie Shann, powinien być tutaj 3 godziny temu ? - weszła Eli i zapytała, cholera ... 
- Chciał wracać na piechotę i ... - zatrzymałem się na chwilę.
- I co ? Co się stało ? - nalegała, żebym dokończył. 
- On nie żyje - zamarłem w bezruchu, Eli przez chwilę nie wierzyła ale później do niej dotarło widząc mnie w tym stanie. 

Wybiegła z pokoju i zamknęła się na u siebie, słyszałem, że płacze kiedy przechodziłem obok jej pokoju. 

* Była godzina 23.30 * 

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić więc wybrałem się na długi spacer przez park. Miałem zaciągnięty kaptur i praktycznie niczego nie widziałem, szedłem na oślep. Nagle na kogoś wpadłem, przeprosiłem i ruszyłem dalej. Po chwili znowu i znowu i tak na jeszcze kilka osób - prawie wszystkie odpowiedzi brzmiały tak samo ,, Jak łazisz baranie ?! " Usiadłem na pobliskiej ławce i rozmyślałem. Po krótkiej chwili ktoś się do mnie dosiadł, spojrzałem kątem oka - to dziewczyna wiedziałem, ponieważ poczułem delikatny perfum.  Siedzieliśmy w ciszy, aż ona się odezwała. 

- Cześć - powiedziała dość cicho. 
- Hej, co robisz tutaj o tak późnej porze ? - zapytałem.
- Czekam - odpowiedziała krótko.
- Na co ? 
- Na koncert Linkin Park grają  jutro o 12 w południe. 
- To dlaczego ja nic nie wiem ? - zdziwiłem się bo Mike nic mi nie powiedział ! Zabiję gnoja... 
- Może dlatego, że nie jesteś ich fanem.
- Kogo najbardziej lubisz z zespołu ? 
- Wokalistę ale nie tego całego Rice'a tylko starego Chestera który ma dość dobry głos. - Co ja tylko ,, Dość dobry " właśnie mam załamanie nerwowe ...
- Jak go nie lubisz to po co przyszłaś ?
- Zawsze trzeba mieć nadzieje, że tamten wróci... mam bilet na M&G więc może go zobaczę- odpowiedziała i zniknęła.


Zaraz co ?! Jutro koncert ?! ... Biegnę do domu ile sił w nogach i pędzę po telefon, wybieram od razu jego numer i nie obchodzi mnie to, że zbliża się 1.30 w nocy. 

- Halo ? Mike ? 
- Co chcesz ? - mówi zaspany przyjaciel
- Czemu debilu mi nie powiedziałeś, że mamy koncert o 12 ?! 
- O kutewka ! sam zapomniałem, dzięki za przypomnienie nara .

No i się rozłączył... nie ma co dalej wydzwaniać wysłałem wszystkim sms, żeby nie zapomnieli i uczyłem się tekstów, znaczy powtarzałem sobie je. Zbliżała się czwarta nad ranem więc udałem się w objęcia Morfeusza. 



O luju jakie to ... hmmm ... Głupie ? 0.o Bez sensu ? 0.o Tak to właśnie takie jest ;______;
Zostawcie komentarz i pokażcie, że jesteście :3 


Aaaaa właśnie chcecie jeszcze rozdział przed moim wyjazdem ? 0.o ... Wybieram się do Polski i razem z Chazzy jedziemy nad morze 29 czerwca więc chcecie jeszcze przed tym moim wyjazdem i u Chazzy wtedy też by się pojawił :) Napiszcie :3 

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 3

Dziękuję  Shidonowa, Chazzy y i mojej siostrze za udzielenie porad :) wiesz przecinki ciężka sprawa :D



- C...Co wy tutaj robicie ? - dziwię się. 

- Słuchamy Cię - wyszczerzył się Mike. 
- Jak tutaj weszliście ? 
- Chowasz klucze zapasowe od każdego pomieszczenia przy ringu - uśmiechnęła się Eli. 
- Super ! - wydarł się Dave. 

Teraz to ja już zgłupiałem kompletnie. Najpierw chcieli mnie w zespole później mnie wyrzucili a teraz to co śpiewam im się podoba. What The ... hmmm w sumie jak bym wrócił ... nie Chester ogar powiedziałem, że wcześniej niż za dwa lata nie wrócę, ale no tak już one minęły. No to teraz mnie mają. 

- Dave co takie super ? - pytam jak bym nie wiedział ... 
- No wiesz... em chcemy się pozbyć tego tam picusia, który strasznie fałszuje - odpowiedział Farrell.
- I co w związku z tym ? 
- To, że chcemy, żebyś wrócił, znaczy jeśli chcesz oczywiście. 
- Wiesz jak ja dawno nie śpiewałem ... 
- Powiem Ci, że wiem bo dzisiaj a bardziej dokładnie przed chwilą - wyszczerzył się Dave.    
- Nigdzie nie wracam ... - powiedziałem krzyżując ręce na piersi. 
- Chaz proszę - dołączył się Mike.
- Tatoooo ... chcę usłyszeć Cię jeszcze nie raz, proszę wróć do nich. - Eli specjalnie przedłużyła to ,,O" i zrobiła oczka kota ze Shreka.
- Sam nie wiem - wymruczałem.
- Chester ! - krzyknęli wszyscy.
- Niech wam będzie ale jak na razie to na próbę - uśmiechnąłem się po czym wszyscy się na mnie rzucili. 



* Mike *

Poszedłem do domu i zadzwoniłem po resztę zespołu, aby ogłosić im nowinę. Nikt nie wierzył. Postanowiłem zwołać wszystkich jutro do studia i to im udowodnić. 




 * Nazajutrz * 


Jest dopiero siódma a umówiłem się na jedenastą więc miałem trochę czasu dla siebie. Ubrałem się, zjadłem śniadanie i ruszyłem w stronę mieszkania Chestera. Gdy tam dotarłem on znowu coś tam majstrował z dzieciakami. Ahh... przynajmniej ma z kim coś robić a ja nie mam aktualnie nikogo. 

- Siema ! - krzyknąłem z wejścia.
- Cześć, co chcesz ? 
- Zbieraj się jedziemy do studia 
- Po co ? - walnął się głową o maskę samochodu, gdzie majstrował przy silniku. 
- Nikt nie wierzy, że wracasz a tak ogólnie to chcą się przywitać. 
- No dobra czekaj tu chwilę - wywrócił oczami i poszedł do siebie. 

Po kilku minutach wrócił, był ubrany tak na luzie czyli koszula, jeansy  i glany.

- Możemy jechać ? - zapytałem 
- Tak - odpowiedział krótko i zwięźle.


Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce wszyscy już byli łącznie z tym picusiem.

- Chaz ! - wszyscy się na niego rzucili oczywiście oprócz blondasa. 

Dopytywali mu się czy to prawda, później gadali o błahostkach a ja siedziałem na kanapie i rozmyślałem. Z transu wyciągnęło mnie wyzwanie blondasa, który stwierdził, że śpiewa lepiej od naszego Cześka. Oczywiście jak na niego przystało przyjął wyzwanie, temu, że nasz wokalisty - miejmy nadzieję, że były. wyzwał Chaza na pojedynek głosów to Bennington mógł wybrać piosenkę. Jego wybór padł na ,, Given Up ", kawałek który uwielbiał. Chester z czystej uprzejmości przepuścił kolegę, żeby śpiewał pierwszy. Gdy doleciał do części gdzie miało być około 25 sekund krzyku na jednym wdechu, to wszystkim prawie bębenki popękały. Tak czy siak udało mu się tylko dokrzyczeć do 11 sekund. Następnie śpiewał nasz przyjaciel lekko się pogubił na początku ale to dlatego, że tego nie śpiewał, później szło mu idealnie. 

- Pedał ! - zaczął Rice tak przezywaliśmy tego picusia. 
- Debil ! - kłócili się przez dobre dwadzieścia minut po czym doszło do rękoczynu. 

- Jeszcze Ci mało ? - Chaz siedział na nim okładając go pięściami.
- Tak - odpowiedział. Ja na jego miejscu bym spierdzielał gdzie się da.
- Okey. - odpowiedział spokojnie i wymierzył silny cios w żebra. 
- Weźcie mi tego pedofila ! - Rice zaczął krzyczeć. 
- Chester mówiłeś, że nigdy nie wrócisz do boksu. 
- No tak ale nie pozwolę, żeby jakiś umazany toną tapety pajac obrażał moją rodzinę i was. - wyjaśnił. 


Po tym zajściu dogadaliśmy się i ustaliliśmy, że Chaz powraca do zespołu. 


Ecie pecie ;__________; Nudnaweee i długo czekaliście :/ sorki ale nie mam na nic czasu. 
Właśnie miałem przeprosić tych co czytają bloga Chazzy y, że nie ma rozdziałów ale mam lekkie kłopoty więc jej wybaczcie, mówiła, że niedługo doda nowy.
Zostawcie komenta i pokażcie, że jesteście :)

piątek, 30 maja 2014

Rozdział 2

* Sam * 

- Mike ja wyjaśnię - zaczęłam.
- Nie mamy co sobie wyjaśniać, rozumiesz to ? 
- Mike ale ... 
- Teraz ale ... lecz jak całowałaś się z Chesterem to było dobrze ! 
- Nie rozumiesz.
- Nie ! To ty nie rozumiesz koniec z nami ! - Mike darł się na cały warsztat.



- Sam ja przepraszam nie chciałem do tego doprowadzić - Chester zrobił minkę zbitego psa. 
- To nie twoja wina z resztą i tak nam się nie układało - zaczęłam płakać.
- A co się działo ?
- Miał pretensje do mnie, że poświęcam więcej czasu tobie i maszyną niż jemu. 

- Mogłaś przecież powiedzieć. 
- Nie chciałam, żebyś wiedział, bo byś mnie zmusił do odejścia - wtulam się w niego i nadal płaczę. 
- Nie zrobił bym tego. 
- Chester pozwól, że pójdę do siebie ... - wyjąkałam i wyszłam w pośpiechu.



* Chester * 


I co ja kurwa narobiłem, odzyskałem kumpla a teraz znowu wszystko legnie w gruzach. Dlaczego ja mam takiego pecha. Mam dość ! 

- Shann i jak się sprawdzają te złomy ? - pytam obojętnie i z niechęcią do życia.
- Tylko Zeus działa. 
- Kurwa mać ! - wydarłem się po czym ruszyłem w stronę mojego pokoju.
- Co się dzieje ? - zapytała Eli. 
- Nic, wszystko jest dobrze - wymusiłem sztuczny uśmiech.
- Widzę przecież, że coś jest nie tak. 
- Jest dobrze - poszedłem do siebie.


Kurwa i ciekawe jak będzie dalej mam dość tego życia. Dave i cała reszta się wzbogacili i jeżdżą na jakieś delegacje i inne bzdety a ja co mam ... siedzę w zapyziałym warsztacie, nie mam już żony jedyne co daje mi zyski to walki robotów. Po co ja żyję ? - zadaję sobie co chwilę to pytanie. Zacząłem śpiewać :

In this farewell

There’s no blood


There’s no alibi


Cause I've drawn regret


From the truth


Of a thousand lies



So let mercy co
me

And wash away

What I've done


I’ll face myself


To cross out what I've become


Erase myself


And let go of what I've done



Put to rest


What you thought of me


While I clean this slate


With the hands


Of uncertainty




So let mercy come


And wash away

What I've done


I’ll face myself


To cross out what I've become


Erase myself


And let go of what I've done



For what I've done


I start again


And whatever pain may come



Nie dokończyłem, bo do pokoju weszła Eli. 

- Od kiedy znowu śpiewasz ? - zapytała zdziwiona. 
- Nie śpiewam - próbuję się wymigać.
- Przecież słyszałam.
- Nie prawda.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie. 
- Tak. 
- No dobra wygrałaś ... śpiewałem, bo nie wiem jak wam zapewnić bezpieczeństwo i przyszłość widzisz, że wszystko się wali. Wolę śpiewać niż wrócić na ring.
- Dasz radę, przecież nie musisz tego robić damy radę, roboty będą lepsze i wszystko się ułoży.
- No właśnie, że się nie ułoży, jest coraz gorzej... - mówiłem smutny. 



* Eli * 

Ten jego głos, jak ja go dawno nie słyszałam. Ostatnio było to jakieś 6 lat temu, może wróci do chłopaków a nie teraz go zastępuje jakiś picuś na białym koniu z blond włosami, niebieskimi oczami i ubierający się jak dziewczyna ... Fajnie by było jak by wrócił - rozmarzyłam się troszeczkę. 


* Shinoda * 


Jak ona mogła mi to zrobić ?! No rozumiem te nasze wyjazdy i inne takie ale dlaczego ona mnie zdradziła i to na dodatek z Chesterem ?! Nie nie mogę wnosić pochopnych wniosków, ona miała mi coś do powiedzenia ale ja jej nie wysłuchałem. Nie chcę jej na razie widzieć.


- Chester mam do Ciebie jedno pytanie. - zadzwoniłem do Chaza a on po dwóch sygnałach odebrał. 
- No gadaj - powiedział z małą chrypką jak by coś śpiewał przed chwilą. 
- Czy ty i Sam jesteście razem i co to znaczył ten pocałunek ? 
- Miało być jedno. 
- Ale są dwa, odpowiadaj - serce waliło mi jak oszalałe. 
- Nie jestem z nią. Ten pocałunek to był stary zakład, który został dopiero teraz spłacony. Sam chciała Ci wyjaśnić ale ty jak zawsze swoje. 
- Dzięki za wyjaśnienie. Nara - rozłączyłem się załamany. 


Kurwa a jednak mogłem jej pozwolić wszystko wytłumaczyć a ja głupi się uparłem. Debil Shinoda, debil ! - walnąłem się w czoło. 



* Chester * 

Zamknąłem się w pokoju, zacząłem grać na gitarze i śpiewać. Ja pierniczę już nie pamiętam połowy piosenek a gdzie chwytów. Wyszukałem na szybko wszystko w internecie. Zaśpiewałem :

- Numb
- One Step Closer 
- Papercut
- What I've Done 
- In The End 

Gdy śpiewałem nie zwróciłem uwagi na to, że drzwi otwarła Eli, gdyż miała zapasowy klucz. W drzwiach stał Mike, Dave, Eli i Shann byłem zdziwiony. 




Taki tam krótki rozdział nie mam za bardzo weny ale myślę, że się spodoba ;)

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 1

Do warsztatu wjechały trzy wielkie pudła, aktualnie stoją na środku i zajmują tylko miejsce. 

- To co dzieciaki zobaczmy co nam tutaj przywieźli - zacieram ręce.
- Biorę tego po prawej ma pełno nalepek zapewne przejechał pół świata - powiedział Mike.
- No to ja otwieram środkowe pudło - rzekła Eli. 


Zabraliśmy się za otwieranie pudeł jak zobaczyłem co stoi w środku pudła Shann'a to zacząłem przeklinać w duszy.  Stała tam jedna wielka kupa złomu, wszystkie części były od innego robota nawet znalazły się części od tych moich poniszczonych. 

- Eli co tam masz w pudle ? - zapytałem z nadzieją, że będzie się tam znajdować coś porządniejszego niż w pudle Shann'a.
- Szczerze powiedziawszy sama zastanawiam się co to jest - przekręca głowę ze zdziwienia.
- Jakie złomy ! - kopnąłem w moje pudło, otwarło się.

- WooW - powiedziały równo dzieciaki.
- Co ,,woow" jak są to tylko sta... - odwróciłem się i zaniemówiłem stała tam starsza wersja Zeusa ale i tak go się całego przerobi.



Ni stąd ni zowąd do warsztatu wbiega Dave. Ciekawe co go tutaj sprowadza, przecież jestem nikim... - wywracam oczyma. 

- Cześć - mówi zdyszany.
- Co chcesz ? - zapytałem, bo od razu wiedziałem, że tak bez niczego to by nie przyszedł.
- Ja ? Nic. Przyszedłem pogadać a tak serio to Mike mnie po ciebie wysłał - mówił a ja patrzyłem na niego jak na idiotę .
- Zaraz ... Shinoda ? - nie dowierzałem. 
- Nie kurwa twój syn - przewrócił oczami. 
- Dobra co on ode mnie chce ? 
- Masz do niego przyjść w tempie natychmiastowym - rzekł Farrell.
- Nie mam teraz czasu jak jest coś tak ważnego to niech sam przyjdzie.
- Ale on nie może ... - pisnął Dave. 
- To ma pecha ja się nie będę szwendał bo wielmożny Shinoda dupy nie może ruszyć. 
- Chester nie bądź taki dla niego - powiedział stanowczo. 
- A co zabronisz ? 
- No nie ale bez... - nie dokończył. 
- Nie mam czasu rozumiesz, mam do poskładania maszynę jak chcesz powiedz Mike'owi, żeby przyszedł w trybie NOW - podkreśliłem wyraźnie ostatni wyraz. 
- Dobra już się nie denerwuj, to idę mu przekazać - rzekł Dave i wyszedł.

Usiadłem na małym ringu który stoi na boku sali, nie jest on przeznaczony do wielkich walk tylko do małych sparingowych a na dodatek nie robotów tylko moich. Całe życie przez to legło nie chce nigdy do tego wracać...  

Czego ten debil ode mnie chce ? Przeprosić ? Myśli, że mu wybaczę ? ... O nie to się grubo myli nie mam ochoty nawet z nim gadać a gdzie widzieć ten jego krzywy ryj.  

* Shinoda * 

Chce przeprosić Chestera za te wszystkie nieporozumienia, za te kłótnie przez które nasza przyjaźń legła w gruzach, chce odzyskać najlepszego kumpla ale nie wiem czy się zgodzi na jaką kolwiek rozmowę. Zadzwonił do mnie Dave i powiedział, że jak chce z nim rozmawiać to sam muszę tam iść. Ja nawet nie wiem gdzie on teraz mieszka. Zawsze był to dom koło mojego a teraz kij wie. Dobra dzwonie do Dave'a.

- Stary gdzie mieszka Chaz ? -pytam drapiąc się po głowie. 
- Ulica Soldiers 69 wielki zakład nie powinieneś przeoczyć, muszę kończyć. Cześć. 
Cześć - mówię to praktycznie do siebie gdyż Phi Phi się rozłączył. 

Nie mam na co czekać ruszam do Chaza, wsiadam na motor i zapierdalam ile się da. 

- Siema, dawno się nie widzieliśmy - po jakiś 10 minutach błądzenia po mieście znalazłem tą ulicę i wbiegłem jak szybko się dało. 
- Co chcesz, nie mam czasu - Chester był odwrócony do mnie tyłem i majstrował coś. Blee ja bym się takiego złomu nie dotknął. Olej, smar fuu ! a później zostają plamy. 
- Prze... Prze... Prze... - nie mogłem się wysłowić. 
- Przeprosić ? 
- Tak właśnie o to mi chodziło.
- Powiem krótko i zrozumiale NIE.
- Ale ... 
- Ale co ? powiedziałem wyraźne nie przyjmuje twoich przeprosin ! - wydarł się a mnie aż uszy zabolały, tak to jest jak się nie słyszy go przez około dwa lata czasu. 
- No Chester, wysłuchaj przynajmniej - mówię smutny.
- Masz minutę, gadaj - powiedział odwracając się do mnie i wycierając ręce w biały ręcznik. Biedny bielutki ręczniczek teraz będzie szary. 
- Chcę Cię przeprosić, za to moje zachowanie, za to jak Cię traktowałem chcę żebyśmy znowu byli przyjaciółmi ...
- Dobra skończ chodzi Ci po prostu o to żeby się skończyły spory między nami. 
- Tak dokładnie - skinąłem głową.
- Dobra niech Ci będzie - przewrócił oczyma ale lekko się uśmiechnął.
- To zgoda - odwzajemniłem uśmiech wyciągając do niego rękę a on ją uścisnął. Fuuuuu ! smar, bleee weźcie mi to gówno ! 

* Chester * 

Rozmawialiśmy jeszcze z Mike'iem trochę czasu ale później poszedł sobie, nareszcie ! 
Przyszła Sam z domu, ona jest kochana, żadna dziewczyna nie zna się lepiej na maszynach niż ona ale niestety ma kogoś i tym kimś jest Shinoda. Ugh ... blee jak ona może z nim być. 

- Cześć jak leci, co masz za złomy ? 
- Hej a jakieś czupiradła przywieźli no oprócz tego starszego modelu Zeusa. 
- To nie tak źle, bywało gorzej. 
- A no bywało - spojrzałem na nią gdy podchodziła do czarno - jaskrawozielonej maszyny, akurat odwróciła wzrok, spojrzała mi w oczy i się uśmiechnęła. 
- Chodź tutaj - rzekła przyciągając mnie za rękę. 
- To co z tego zabieramy ? - łeee myślałem, że tutaj do czegoś dojdzie a ona mi się o części pyta to nie fer. 
- Ciebie ... yyyy znaczy nie wiem jeszcze - uśmiechnąłem się głupio i przeczesałem ręką włosy. 
- Oj debilu, debilu - cmoknęła mnie w policzek. Jupiiii ! Oł jea dostałem to czego chciałem. 
- Nie jestem debilem - uśmiechnąłem się i zaczerwieniłem. 
- Chaz, pamiętasz ten mój stary przegrany zakład, że jak Jake wygra to Cię pocałuje ? 
- Pamiętam, do tej pory tego nie zrobiłaś
- No to to jest ten moment - Sam całuje mnie, czuję jak by to trwało wieki lecz to tylko kilka sekund gdyż... 

Co do ... ! - Wszedł Mike, bo zapomniał swojej bluzy ...



No to już koniec 1 rozdziału myślę, że wam się spodoba ;) Zostawcie komentarze bo tak jak jest bez nich to tak dziwnie się pisze ^^ Dzięki za czytanie i do następnego ;)